Z każdej sytuacji jest wyjście. Żartownisie powiedzą nawet, że z każdej sytuacji są trzy wyjścia: reagować, nie reagować, albo… wyjechać na Bahamy. Dobrze jest być z natury żartownisiem, ale w tej sytuacji, nawet taki wieczny optymista, może się troszkę wkurzyć. Specjalnie nie piszę, że może się załamać, bo optymista z natury, lub stanu swego pokrętnego umysłu, nie zna takiego słowa. I dobrze mu z tym.
Co to takiego, ta poliso-lokata?
Jednym słowem: pułapka. Dlaczego? Poliso-lokatę podpisujemy z ubezpieczycielem i tym samym możemy stracić na tym nawet połowę swoich oszczędności. Poprzez pokrętne przepisy, dające duże pole do interpretacji, klient końcowy nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego agent po prostu wpuszcza go w maliny, albo sam jest niedoinformowany. Dlaczego wpuszcza w maliny? Ano dlatego, że ubezpieczyciel pobiera wysokie opłaty praktycznie za wszystko.
Za dostęp do konta, aplikacji, za każdą operację, którą wykona klient. Kiedy się zorientujemy, że jednak z naszą poliso-lokata jest coś nie tak, dowiadujemy się, że rezygnując musimy ponieść opłatę likwidacyjną w wysokości najczęściej 100% wpłaconej kwoty. Jeśli ktoś założył poliso-lokatę i wpłacił na nią np. 200 tysięcy złotych, to chcąc zrezygnować, te 200 tysięcy złotych straci. Niemożliwe? Jak najbardziej nie. Zapisy w umowie są – lekko mówiąc – „naciągalne” i jeśli już ją podpiszemy, możemy się spodziewać takich bliżej nieokreślonych pułapek. Oczywiście, jeśli dokładnie przeanalizujemy całą umowę (jednak musimy się na tym znać), pierwszą naszą myślą po przeczytaniu, będzie: Uciekać! I to jak najdalej!. Ale, kto dziś czyta dokładnie umowy?
Co więc na to poradzić?
Jeśli już podpisaliśmy taka umowę poliso-lokaty, nic nie jest jeszcze stracone. Najlepiej wynająć prawnika, lub firmę specjalizująca się w tego typu sprawach. Trzeba być silnym i konsekwentnym, a być może będziemy mieć możliwość „wykręcenia się” z tego całego bałaganu, który podpisaliśmy. Ale nie oszukujmy się, skoro podpisaliśmy tak niekorzystną dla nas umowę, nie będziemy w stanie się z niej wykręcić sami. Na pewno będziemy potrzebować fachowej pomocy. W zderzeniu z dużą firmą ubezpieczeniową, zwykły Kowalski nie ma szans, ale jeśli tych Kowalskich będzie dużo i będą wspierani przez prawników, wtedy ich szanse poszybują lotem jastrzębia.
Nie bójmy się walczyć o swoje. W końcu jest to dorobek naszego życia, niesłusznie wydarty z naszej kieszeni. Nawet, jeśli kwota jest najmniejsza z możliwych (niektórzy wpłacali po kilkaset tysięcy), warto dla samej satysfakcji „dokopać” tym, co żerowali na ludzkiej naiwności.
Źródło: polisolokaty (http://kancelariaprobono.pl/polisolokaty/)